Drei Zinnen – śnieg we wrześniu.

No dobra miałem pisać  opisując całość moich wypraw, ale widzę że o wiele lepiej będzie robić to  kawałkami.  Wrzesień 2017- jestem dolomitach z grupą niemieckich znajomych –  grupa to jest dużo powiedziane, jestem ja jeszcze 3 osoby. Na dzisiejszy dzień zaplanowane mamy obejście Drei Zinnen. Pogoda w zapowiedziach nie jest najciekawsza, ma padać, no ale ma być też słońce. Wszystkiemu winien jest ten potężny amerykańskich huragan który to dotarł również do Europy. To te dni kiedy huragany niszczyły Holandię, a na teren Dolomitów przywiało paskudne chmury i dużo paskudnej pogody. No ale my jesteśmy ludki zahartowane, ciepło ubrane w przeciwdeszczowy kurteczki. Zakładam, że wiatr jednak te chmury  zwieje i pójdziemy. Wyjeżdżamy dosyć wcześnie bo  startujemy jak zwykle z naszego mieszkanka z Astfeld. Z Astfeld dojechać pół godziny musimy do Bozen, a później jazda pociągiem i autobusem. Trzeba to ładnych parę godzin, startujemy z Astfeld o 5:40  – pod Auronzo Hütte docieramy o 9:35.

W końcu jednak docieramy.

Leje jest, niesamowite zachmurzenie – jesteśmy w chmurze. Nie da się na razie wyruszyć. No to wiadomo  wchodzimy do restauracji czy raczej nazwijmy to do schroniska. Kawka, herbatka, bułeczka. Mamy fajne miejsce przy oknie. Jak dla mnie niesamowicie dużo ludzi bo sala jest praktycznie pełna. W pewnym momencie przez okno zauważam wirujące płatki śniegu, wszystko fajnie ale po dwóch godzinach jest tego śniegu już 30, 40 cm a widoczność dalej zerowa. Nie ma żadnych szans żeby pójść w trasę.

 

 

Wychodzę co prawda podeptać trochę po śniegu, wysłać moim kochanym fejsbukowiczom małego live´a, ale później niestety potem dalej siedzimy i kwitniemy.

Robi się coraz ciekawiej, bo śnieg sypie i sypie. Jakimś cudem udało mi się Sabinę i jeszcze jednego kolegę namówić żeby wyjść na trochę na zewnątrz. Dochodzimy do kapliczki, lepimy bałwanka, a potem robimy sobie pięknego selfie z białym tłem.

Nagle widzimy krzyczącego naszego kolegę, którego nie dało się namówić na wyjście z nami. Macha o coś tam z daleka krzyczy. Więc grzejemy do schroniska, bo coś się dzieje. Wjazd  pod to schronisko, czyli na ten parking który jest bezpośrednio pod Drei Zinnen został już przez odpowiednie służby zamknięty cała droga jest wyłączona z ruchu. Cała droga jest ośnieżona i oblodzona. Na noc zapowiada się minus 8 stopni więc szans na otwarcie drogi nie ma. Czyli pozostaje spanie w schronisku. Okazało się jednak, że grupa która z nami siedzi w sali jadalnej przyjechała tutaj w takim samym celu jak my, czyli aby zrobić obejście Drei Zinnen. Kierownik grupy miał znajomości jak się okazało w Toblach, załatwił dwa pługi śnieżne, które wyjechały na górę i za tymi pługami śnieżnymi udało się sprowadzić autokar na dół. A nam przy okazji udało się do tego autobusu wsiąść.

No i tak zakończyła się nasza wyprawa na Drei Zinnen. A jak byliśmy na dole i spojrzeliśmy w górę zobaczyliśmy na tle pięknego niebieskiego nieba niesamowicie pięknie oświetlone skały Drei Zinnen.